czwartek, 5 stycznia 2017

One shot - Celia

Na życzenie Ashara Ashars :)
Mam nadzieję, że się spodoba :)

************************************************************************************************

Normalny dzień... Normalna pora... Normalne miasto..... Spokojna dzielnica. W sam raz dla tych którzy chcą się wychować z dala od hałasu zgiełku centrum. Właśnie w tej dzielnicy mieszkali państwo Hills wraz ze swoją adoptowaną córką. Minęło tyle lat odkąd się tu sprowadzili. Bardzo ją kochali i chronili na wszelkie możliwy sposób nie wiedząc, że tą ochroną zrobili tylko krzywdę psychice dziewczyny. Ich mała dziewczynka właśnie rozpoczęła dzisiaj naukę w niedalekim Gimnazjum Raimona. Od dziecka uczyła się dobrze i wiedzieli, że zdobędzie zapewne wielu przyjaciół. Jednak nie wiedzieli jednego. To co widzieli było tylko maską którą dziewczyna nakładała przed światem. Na prawdę co innego było w jej sercu. Właśnie przekroczyła po raz kolejny bramę swej nowej szkoły i poszła do swego domu okrężną drogą. Niestety idąc przez centrum jak na złość trafiła na uczniów z Akademii Królewskiej. Jak bardzo nienawidziła tej szkoły. Wszyscy którzy do niej uczęszczali byli po prostu okropnymi ludźmi. Ludzie starali się ich unikać na wszelkie sposoby schodząc im z drogi. Byli traktowani przywilejowo ze względu na swoje sukcesy w świecie piłki nożnej. I wiele im wybaczano. Grafitowłosa od samego początku miała z nimi otwarty konflikt wewnętrzny gdy niecałe dwa lata temu w pewien piękny dzień zniszczyła swoją ulubioną bluzkę gdy wpadła na jednego z nich a ten obrudził ją lodem. Nie usłyszała żadnych słów przeprosin. Oczekiwano, że to ona to robi. Ona zaskoczona i zezłoszczona dała chłopakowi kopniaka w zakazane miejsce i uciekła najdalej jak tylko mogła. Wiedziała, że jego koledzy ją gonią. Jednak ona była chytrzejsza przeskakując przez średniej wielkości murek i znikając za zakrętem. Tą akcją wytoczyła im wojnę. Teraz zamiast uciec podniosła podbródek i szła przed sienie jak gdyby nigdy nic. Niestety los chciał, że przez przypadek jeden z nich był tym którego nastolatka wtedy uderzyła. On od razu ją rozpoznał i chwycił gwałtownie za jej ramię.
-Puść idioto! To boli!
-To ty! Ta zuchwała dziewczyna! Ja nigdy nie zapominam twarzy! - krzyknął podnoszą pięść chcąc ją uderzyć.
Odruchowo zamknęła oczy czekając na cios. Jednak nic się nie działo. Otworzyła lekko lewą powiekę i aż ją zatkało. Otóż ktoś powstrzymał tego chłopaka.
-Wiesz o tym, że dziewczyn się nie bije?! - spytał puszczając jego dłoń którą zatrzymał w powietrzu a w zamian biorąc dziewczynę za drugie ramię przyciągnął do siebie.
Ona zmieszana poddała się brunetowi czekając na ruch drugiego.
-A rób co chcesz. Chłopaki idziemy dalej. Zostawmy pana Kinga z .... jego nową wybranką.
Gdy odeszli grafitowłosa wyrwała się zdana, że nadal jest w ramionach obcego chłopaka.
-Dziękuje. - rzekła i pobiegła przed siebie przebiegając przez przejście i wtapiając się w tłum ludzi.
Wbiegła jak szalona do domu zamykając się w swojej sypialni. Byłam tym wszystkim bardzo zszokowana. Jakim prawem tak się z nią spoufalał. Była wszystkim bardzo zdziwiona. Przebrawszy się w dres wyszła na dwór chcąc pobiegać wy wyrzucić z siebie wszelkie złe emocje. Wręcz nienawidziła królewskich za ich zachowywanie się jak ostatnie palanty i wywyższanie jakby to oni zawsze byli najlepsi. Ktoś musiał się im przeciwstawić i ona bardzo tego chciała, lecz co może zrobić. W dodatku jej brat... Minęło tyle lat odkąd jego widziała a on przepadł jak kamień w wodę. Już straciła nadzieję, że kiedyś go spotka. Nie wiedziała co by zrobiła gdy znowu go ujrzała. Wolała o tym nie myśleć. Dobiegła do pewnego pagórka z którego widać całe miasto. Musiała się wykrzyczeć. Wyrzucić z siebie słowa na wiatr które poniesie je chen daleko. Bierze głęboki oddech i krzyczy:
-Nienawidzę królewskich!!! Tych idiotów!!! Zasługują by pokazać im, że nie są najlepsi!!!
-Jesteś bardzo głośna... wiesz.
Zaskoczona obróciła się na pięcie i zobaczyła chłopaka o blond włosach i czerwonych oczach.
-Kim jesteś?
-Kimś kto może ci pomóc.
-Nie rozumiem.
-Nienawidzisz królewskich i to oczywiste, że chcesz zemsty. Mogę ci w tym pomóc.
-Kim ty w ogóle jesteś?
-Zapomniałem się przestawić. Byron Love. Kapitan szkolnej drużyny z Liceum Zeusa.
-Liceum Zeusa? Nigdy nie słyszałam o takiej szkole.
-Jesteśmy nowi. Ale mocniejsi niż królewscy. Pokonamy ich z łatwością. Jeśli nam pomożesz Celio Hills.
-Skąd wiesz kim jestem?
-Trzeba znać swojego wroga z każdej strony.
-O czym ty mówisz?!
-Nie mów, że nic nie wiesz? - spytał śmiejąc się.
-Albo powiesz mi o co ci chodzi, albo sobie idę.
-Ty chyba na prawdę nic nie wiesz... Twój brat... Jude, teraz Jude Sharp jest kapitanem drużyny piłkarskiej z Akademii Królewskiej.
Była tym bardzo zaskoczona. Nie potrafiła nawet ustać na nogach. Padła na kolana patrząc się przed siebie.
-Teraz już wszystko wiesz. W tej sytuacji chyba wszystko się zmienia. Przemyśl to i przyjdź tu jutro w południe i wtedy dasz mi odpowiedź. Do zobaczenia... Celio.
Dziewczyna zostawiona sama sobie musiała postarać się poradzić z tą sytuację. Jednak szybo zebrała się w garść. Gdy przybyła po tym wszystkim do domu, zamknęła się w swoim pokoju i nareszcie puściła łzy, które przez całe lata gromadziła.
-Celia, wszystko w porządku? - zadała jej pytanie mama
-Nie, nic nie jest w porządku.
-Co się stało córeczko? - zadał pytanie tym razem jej ojciec pokazując się za plecami pani Hills.
-Co się stało?! Dzisiaj dowiedziałam się, że mój brat jest o wiele bliżej niż myślałam.
-Ale jak to? Przecież Dark mówił, ze wyjechali z miasta. - rzekła pani Hills, nieświadoma, że mówi to głośno.
-Słucham? - spytała sarkastycznie grafitowłosa wstając ze swojego posłania i stając twarz w twarz z rodzicami.
-Nic kochanie. - próbowała załagodzić sytuację nadal jej matka.
-Przeciez wyraźnie słyszałam. Wiedzieliście o Judzie i nic mi nie powiedzieliście!
-Tak, chcieliśmy, żebyś o nim zapomniała. - powiedział pan Hills.
-Przecież dobrze wiedzieliście, że o nim nie zapomnę. To mój brat! - krzyknęła i wybiegła z domu nie racząc się zatrzymać na ich wołania. Tak biegła aż w końcu zatrzymała się nad boiskiem nad rzeką i tam usiadła na trawie. Zakryła twarz swoimi dłońmi szlochając. W tej chwili przypomniała sobie rozmowę z Byronem. Sama siebie zaskakując postanowiła się zgodzić na jego propozycje. Wróciła do domu, ale zatrzasnęła się na cztery spusty. Swoich przybranych rodziców traktowała z obojętnością. Następnego dnia już stała w umówionym miejscu.
-Widzę, że jednak jesteś. Jaka jest twoja decyzja.
-Chyba samo moje przyjście mówi za siebie.
-Witam na pokładzie. - rzekł i wyciągnął do niej rękę.  

1 komentarz: