************************************************************************************************
Normalny dzień... Normalna pora...
Normalne miasto..... Spokojna dzielnica. W sam raz dla tych którzy
chcą się wychować z dala od hałasu zgiełku centrum. Właśnie w
tej dzielnicy mieszkali państwo Hills wraz ze swoją adoptowaną
córką. Minęło tyle lat odkąd się tu sprowadzili. Bardzo ją
kochali i chronili na wszelkie możliwy sposób nie wiedząc, że tą
ochroną zrobili tylko krzywdę psychice dziewczyny. Ich mała
dziewczynka właśnie rozpoczęła dzisiaj naukę w niedalekim
Gimnazjum Raimona. Od dziecka uczyła się dobrze i wiedzieli, że
zdobędzie zapewne wielu przyjaciół. Jednak nie wiedzieli jednego.
To co widzieli było tylko maską którą dziewczyna nakładała przed
światem. Na prawdę co innego było w jej sercu. Właśnie
przekroczyła po raz kolejny bramę swej nowej szkoły i poszła do
swego domu okrężną drogą. Niestety idąc przez centrum jak na
złość trafiła na uczniów z Akademii Królewskiej. Jak bardzo
nienawidziła tej szkoły. Wszyscy którzy do niej uczęszczali byli
po prostu okropnymi ludźmi. Ludzie starali się ich unikać na
wszelkie sposoby schodząc im z drogi. Byli traktowani przywilejowo
ze względu na swoje sukcesy w świecie piłki nożnej. I wiele im
wybaczano. Grafitowłosa od samego początku miała z nimi otwarty
konflikt wewnętrzny gdy niecałe dwa lata temu w pewien piękny
dzień zniszczyła swoją ulubioną bluzkę gdy wpadła na jednego z
nich a ten obrudził ją lodem. Nie usłyszała żadnych słów
przeprosin. Oczekiwano, że to ona to robi. Ona zaskoczona i
zezłoszczona dała chłopakowi kopniaka w zakazane miejsce i uciekła
najdalej jak tylko mogła. Wiedziała, że jego koledzy ją gonią.
Jednak ona była chytrzejsza przeskakując przez średniej wielkości
murek i znikając za zakrętem. Tą akcją wytoczyła im wojnę.
Teraz zamiast uciec podniosła podbródek i szła przed sienie jak
gdyby nigdy nic. Niestety los chciał, że przez przypadek jeden z
nich był tym którego nastolatka wtedy uderzyła. On od razu ją
rozpoznał i chwycił gwałtownie za jej ramię.
-Puść idioto!
To boli!
-To ty! Ta zuchwała dziewczyna! Ja nigdy nie zapominam
twarzy! - krzyknął podnoszą pięść chcąc ją uderzyć.
Odruchowo zamknęła oczy czekając na
cios. Jednak nic się nie działo. Otworzyła lekko lewą powiekę i
aż ją zatkało. Otóż ktoś powstrzymał tego chłopaka.
-Wiesz o tym, że dziewczyn się nie
bije?! - spytał puszczając jego dłoń którą zatrzymał w
powietrzu a w zamian biorąc dziewczynę za drugie ramię przyciągnął
do siebie.
Ona zmieszana poddała się brunetowi
czekając na ruch drugiego.
-A rób co chcesz. Chłopaki idziemy
dalej. Zostawmy pana Kinga z .... jego nową wybranką.
Gdy
odeszli grafitowłosa wyrwała się zdana, że nadal jest w ramionach
obcego chłopaka.
-Dziękuje. - rzekła i pobiegła przed
siebie przebiegając przez przejście i wtapiając się w tłum
ludzi.
Wbiegła jak szalona do domu zamykając
się w swojej sypialni. Byłam tym wszystkim bardzo zszokowana. Jakim
prawem tak się z nią spoufalał. Była wszystkim bardzo zdziwiona.
Przebrawszy się w dres wyszła na dwór chcąc pobiegać wy wyrzucić
z siebie wszelkie złe emocje. Wręcz nienawidziła królewskich za
ich zachowywanie się jak ostatnie palanty i wywyższanie jakby to
oni zawsze byli najlepsi. Ktoś musiał się im przeciwstawić i ona
bardzo tego chciała, lecz co może zrobić. W dodatku jej brat...
Minęło tyle lat odkąd jego widziała a on przepadł jak kamień w
wodę. Już straciła nadzieję, że kiedyś go spotka. Nie wiedziała
co by zrobiła gdy znowu go ujrzała. Wolała o tym nie myśleć.
Dobiegła do pewnego pagórka z którego widać całe miasto. Musiała
się wykrzyczeć. Wyrzucić z siebie słowa na wiatr które poniesie
je chen daleko. Bierze głęboki oddech i krzyczy:
-Nienawidzę królewskich!!! Tych
idiotów!!! Zasługują by pokazać im, że nie są najlepsi!!!
-Jesteś bardzo głośna... wiesz.
Zaskoczona obróciła się na pięcie i
zobaczyła chłopaka o blond włosach i czerwonych oczach.
-Kim jesteś?
-Kimś kto może ci
pomóc.
-Nie rozumiem.
-Nienawidzisz królewskich i to
oczywiste, że chcesz zemsty. Mogę ci w tym pomóc.
-Kim ty w
ogóle jesteś?
-Zapomniałem się przestawić. Byron Love.
Kapitan szkolnej drużyny z Liceum Zeusa.
-Liceum Zeusa? Nigdy nie
słyszałam o takiej szkole.
-Jesteśmy nowi. Ale mocniejsi niż
królewscy. Pokonamy ich z łatwością. Jeśli nam pomożesz Celio
Hills.
-Skąd wiesz kim jestem?
-Trzeba
znać swojego wroga z każdej strony.
-O czym ty mówisz?!
-Nie mów, że nic nie wiesz? - spytał
śmiejąc się.
-Albo powiesz mi o co ci chodzi, albo
sobie idę.
-Ty chyba na prawdę nic nie wiesz...
Twój brat... Jude, teraz Jude Sharp jest kapitanem drużyny
piłkarskiej z Akademii Królewskiej.
Była tym bardzo zaskoczona.
Nie potrafiła nawet ustać na nogach. Padła na kolana patrząc się
przed siebie.
-Teraz już wszystko wiesz. W tej
sytuacji chyba wszystko się zmienia. Przemyśl to i przyjdź tu
jutro w południe i wtedy dasz mi odpowiedź. Do zobaczenia... Celio.
Dziewczyna zostawiona sama sobie
musiała postarać się poradzić z tą sytuację. Jednak szybo
zebrała się w garść. Gdy przybyła po tym wszystkim do domu,
zamknęła się w swoim pokoju i nareszcie puściła łzy, które
przez całe lata gromadziła.
-Celia, wszystko w porządku? - zadała
jej pytanie mama
-Nie, nic nie jest w porządku.
-Co się stało córeczko? - zadał
pytanie tym razem jej ojciec pokazując się za plecami pani Hills.
-Co się stało?! Dzisiaj dowiedziałam
się, że mój brat jest o wiele bliżej niż myślałam.
-Ale jak to? Przecież Dark mówił, ze
wyjechali z miasta. - rzekła pani Hills, nieświadoma, że mówi to
głośno.
-Słucham? - spytała sarkastycznie
grafitowłosa wstając ze swojego posłania i stając twarz w twarz z
rodzicami.
-Nic kochanie. - próbowała załagodzić
sytuację nadal jej matka.
-Przeciez wyraźnie słyszałam.
Wiedzieliście o Judzie i nic mi nie powiedzieliście!
-Tak, chcieliśmy, żebyś o nim
zapomniała. - powiedział pan Hills.
-Przecież dobrze wiedzieliście, że o
nim nie zapomnę. To mój brat! - krzyknęła i wybiegła z domu nie
racząc się zatrzymać na ich wołania. Tak biegła aż w końcu
zatrzymała się nad boiskiem nad rzeką i tam usiadła na trawie.
Zakryła twarz swoimi dłońmi szlochając. W tej chwili przypomniała
sobie rozmowę z Byronem. Sama siebie zaskakując postanowiła się
zgodzić na jego propozycje. Wróciła do domu, ale zatrzasnęła się
na cztery spusty. Swoich przybranych rodziców traktowała z
obojętnością. Następnego dnia już stała w umówionym miejscu.
-Widzę, że jednak jesteś. Jaka jest
twoja decyzja.
-Chyba samo moje przyjście mówi za siebie.
-Witam na pokładzie. - rzekł i
wyciągnął do niej rękę.